RSS

Aktualności

  • Monday, 13 May 2019r. Turystyka

    Nasza budapesztańska wspinaczka na szczyt

    My Słuchacze Uniwersytetu Trzeciego Wieku z Kłaja wyruszyliśmy do Budapesztu. Jeszcze przed długim weekendem majowym znaleźliśmy się na zalanym słońcem Placu Bohaterów. Piękno klasycystycznych kolumn z pomnikiem Tysiąclecia robi wrażenie. Tak wielu pięknych gmachów, pałaców i kościołów, w tak romantycznej scenerii bulwarów Dunaju naprawdę nie spodziewaliśmy się zobaczyć. Słyszeliśmy, że Budapeszt jest piękny, ale przecież byliśmy w poprzednich latach w Pradze i w Wiedniu. Wzruszeni patrzyliśmy na wszystkie fasady i stwierdziliśmy jednogłośnie, że nazywanie Budapesztu „Paryżem Europy Wschodniej” nie jest przesadą. Pierwszy dzień, który przyniósł nam nie tylko miłe niespodzianki, zakończył się gorącym wieczorem z czardaszem i obfitością węgierskich smakołyków. Winko pomogło zapomnieć o wszystkich trudach intensywnego dnia. Syci i szczęśliwi wróciliśmy do hotelu.

    Drugi dzień rozpoczęliśmy od wizyty na Wzgórzu Gellerta. Roztaczający się z tego miejsca widok na Dunaj i miasto po obu jego brzegach jest niesamowity. Wygląda to tak jakby dawno temu właśnie tu stanął zaczarowany architekt i właśnie stąd rozrysował plan miasta. Symetria, harmonia i kolorystyka dachów wszystko idealnie do siebie pasuje. Gdyby nie wiatr  nie opuścilibyśmy tego miejsca. W ramach odpoczynku od estetycznych doznań wyruszyliśmy na zakupy do słynnej Hali Targowej. Zachwyceni zdobytymi prezentami dla naszych bliskich mogliśmy spokojnie wyruszyć do Szentendre. Zobaczyliśmy malowniczą miejscowość zupełnie podobna do naszego Kazimierza Dolnego. Manufaktury, kawiarenki, sklepiki. Tłok zrobiliśmy jedynie w Muzeum Marcepanu. Wróciliśmy do Budapesztu aby wspiąć się po schodach na wzgórze zamkowe. Schody, schody do zamku, do sławy, do potęgi. Wielcy świata zawsze wspinali się na szczyty i zlecając budowę swoich siedzib pragnęli zaznaczyć swą wielkość. No i tym razem budowla zachwyca potęgą, położeniem, kształtem, dbałością o szczegół. Nadszedł czas by zejść z nieba na ziemię, więc powędrowaliśmy zabytkowymi uliczkami na tradycyjną węgierską kolację w zabytkowej piwniczce. Zmęczonych i nasyconych ukołysał  nas Dunaj podczas nocnego rejsu. Mimo zmęczenia mieliśmy oczy szeroko otwarte podziwiając pięknie rozświetlone zabytki i mosty. Fascynujący dzień i czarowna noc, aż szkoda czasu na sen, a przecież jutro zaczynamy zwiedzanie od nowa. Ostatni dzień  to Węgry z trudną historią i heroiczną walką o niepodległość z zaborcami. Może zbieżność naszych wspólnych losów była zalążkiem powiedzenia „Polak - Węgier dwa bratanki i do szabli i do szklanki”. Podczas naszej fascynującej wycieczki udaliśmy się również do Egeru, zwiedziwszy zabytkowe miasto z piękną kulturą i tradycją akademicką. Nie mogliśmy nie zwiedzić  murów obronnych, z których niestrudzenie, nawet kobiety na równi z mężczyznami, odpierali atak Turków polewając ich smołą. Legenda głosi, że sami obficie popijali wino dla kurażu. Podobno Turcy widząc czerwone od wina wąsy i twarze w popłochu zaczęli odstępować od szturmu, gdyż myśleli, że obrońcy mają nadprzyrodzoną moc, bo piją krew. Podobno tak powstała nazwa miasta Eger (czerwony). Zgodnie z planem swoją wyprawę do Budapesztu zakończyliśmy w winnicy Doliny Pięknej Pani. Tam degustacje w piwniczkach wykutych w skale przechodzą do historii turystycznych wypraw.

    Bardzo proszę zatrzymać się nad zdjęciem z naszej wyprawy. Przeżyliśmy te dni w atmosferze refleksji nad historią. Uświadomiliśmy sobie kruchość  naszych losów dzięki wspaniałej przewodniczce - Węgierce zakochanej w polskiej kulturze. Sami Państwo zobaczcie, to my na tych schodach piękni ze swoim bagażem własnych schodów, ścieżek, które pokonujemy dzień po dniu. W drodze do i z, mieliśmy wyobrażenie piękna architektonicznego miast niezniszczonych przez wojnę.

    Dorota Kosmowska

Galeria